10 lipiec 1991
Tagi: prolog
26 października 2017, 19:21
Prolog
10 lipiec 1991
Urocza, mała istotka. Widzę ją przed oczami. Krótko obcięta,na chłopca, z zaróżowionymi policzkami i piegami koloru bursztynu. W krótkiej sukieneczce i przyciasnych lśniących lakierkach.
- Przepraszam, która jest godzina?- zapytała nieco znudzona, przechodzącego obok, przypadkowego, mężczyznę.
- yyyy 11:46. Na kogoś czekasz dziecko?- odparł z zainteresowaniem w głosie.
- Tak, mama kończy o 14:00 pracę. Czy to długo jeszcze?- poczuła jego przenikliwy wzrok na sobie, zaczęła się trochę obawiać.
Nic dziwnego. Bez opiekuna z umorusaną twarzyczką i w kiecce z której już dawno wyrosła.
- Ponad dwie godziny. Zamierzasz tu stać?- kontynuował, przyglądając się bacznie jej twarzy, która, nabierała rumieńców - A z kim tu przyszłaś?
- Z siostrą. Kasia poszła do sklepu po coś do picia- skłamała bez zająknięcia w głosie i intuicyjnie zaczęła się oddalać - Dziękuję bardzo. To może ja już pojdę do Kaśki. Do widzenia Panu.
- Do widzenia.
Mężczyzna jeszcze długo się za nią oglądał, a ona pod wpływem jego wzroku robiła się coraz mniejsza, choć i tak była mała w porównaniu z rówieśnikami. Chciała jak najszybciej uciec, nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że ten Pan w jakiś sposób jej zagraża. Schowała się za rogiem budynku, odczekała jakiś czas (bo przecież ani sekundy, ani minuty nic jej nie mówiły), wyjrzała zza winkla, upewniła się czy zagrożenie minęło i wróciła z powrotem na swoje miejsce. Usiadła na schodkach przed drzwiami starej kamienicy i czekała. Przyglądała się swoim czarnym bucikom z kontrastującą biedronką, nie cierpiała ich, nie spodobały się jej od pierwszego spojrzenia, pomimo tego, że dostała je od swojej ukochanej mamy. Z zamyśleń wyrwała ją piękna, elegancka kobieta, w czerwonych butach na wysokich obcasach z rzucającym się w oczy na lewej ręce złotym zegarkiem. Przez ułamek sekundy wyobraziła sobie siebie za kilkanaście lat, w tym samym właśnie stroju, dumnie kroczącą i aż sama zaczęła się z siebie śmiać.
- Przepraszam, która jest godzina?- spytała szybciutko z uśmiechem na twarzy. Kobieta, która do tej pory małej nie zauważyła, spojrzała na nią zaskoczona, odwzajemniła uśmiech i wesołym głosem odpowiedziała.
- 11:55. Jak masz na imię? Wyglądasz mi na mocno spragnioną, masz ochotę na oranżadę?- pytając wsunęła jej banknot do chudej rączki.
- Mmm...tak. A na imię mi Daria, po tacie Dariuszu. Dziekuję Pani bardzo- odpowiedziała w podskokach- Proszę Pani, a czy to długo jeszcze do 14:00?- zapytała na odchodnym.
- Dwie godziny, to znaczy jedna długa bajka, np. "Zakochany kundel", znasz tą bajkę prawda?
- Kojarzę która to, ale nie oglądałam. Jednak wiem ile trwają, strasznie dłuuugo. Dziękuję Pani bardzo - było tak jak powiedziała nigdy nie widziała tej bajki, ale nad jej łóżkiem wisiał plakat Lady (cocer-spanielka) i Trampa (bezpański kundel) pochylających się nad talerzem spaghetti. Co noc przenosiła się w ich bajkowy świat.
- Dario, godzina 14:00 będzie wtedy, gdy zegar na tym kościele wybije dwa razy pod rząd- powiedziała wskazują w oddali kościół.
- Teraz to ja już wszystko wiem. Dziekuję Pani bardzo.
- Nie ma za co Skarbie. Uważaj na siebie- powiedziała to bardziej do siebie, bo dziewczynki już dawno nie było.
Cała w skowronkach pobiegła do pobliskiego sklepu po czerwnoną, zimną oranżadę, jej ulubioną zresztą. We woreczku ze słomką. Zazwyczaj najpierw ją miętoliła w palcach zanim się do niej dobrała, ale rzeczywiście umierała z pragnienia i dopiero teraz sobie to uświadomiła, dlatego nie zwlekając wbiła słomkę, i powoli pociągała łyk za łykiem delektując się jej smakiem. Czuła się jakby jej ktoś rąbek nieba uchylił, a to była tylko czysta uprzejmość ze strony tej Pani. Uśmiechając się wróciła na swoje miejsce na schodkach, obserwowała co się dookoła niej dzieje. Cisza, tylko listki na drzewie leniwie powiewały w takt tylko im znanej melodii, nikt koło niej nie przechodził. W zakładzie jej mamusi też nic ciekawego się nie działo, jakby świat zatrzymał się w miejscu. Znowu wpatruje się w te swoje znienawidzone przez siebie buty, które zdążyły już jej porządnie obetrzeć pięty, najchętniej by je ściągnęła. Rano, kiedy je ubierała, nie miała w czym przebierać, pośpiesznie włożyła je na stopy i na dźwięk domofonu, była już przy drzwiach gotowa, by stawić czoło kolejnym fascynującym przygodom w towarzystwie swoich wiernych przyjaciół. Miała ich wielu, pomimo niechlujnego wyglądu i pasożytów we włosach naprawdę nie mogła narzekać.
Jej dobre serce, pomysłowość i ciekawość świata przyciągała inne dzieci jak magnes. Spędzała z nimi całe dnie, ale dziś nie bawiła się z nimi jak zwykle do późnego wieczora tylko postanowiła odebrać mamę z pracy. Wydreptywała pod jej zakładem ścieżki całymi godzinami, bo nie znała się na zegarku. Siostry, dużo starsze, w szkole, tata jak wychodziła spał. Tak naprawdę nikt poza mamą i jej podwórkową ferajną, nie zwracał na nią uwagi, równie dobrze mogłaby zniknąć. Długo tak siedziała, wsłuchiwała się w zegar kościoła, który znajdował się nieopodal. W końcu dzwony zabiły dwa razy. Wiedziała, że za chwilę jej oczom ukaże się najukochańszy widok- MAMA. Niecierpliwie czekała, ludzie toczyli się jak z kołchozu, chciała ich policzyć, ale umiała tylko do czterech, więc szybko się zniechęciła. Chyba wyszli już wszyscy, a jej mamy dalej nie widać. Nie, zaraz, szła na końcu, nie spostrzegła jej. Niska z głową opuszczoną w dół z rubinowoczerwonymi włosami podszytymi lekką siwizną. Na co dzień wesoła, niekonfliktowa i zawsze bardzo zajęta. To jedno oblicze mamy, które tak bardzo kochała.
- Cześć mamuś!!- krzyknęła szczęśliwa, że ją w końcu widzi.
- Cóż za niespodzianka. Cześć skarbie. Długo tak czekasz?- powiedziała lekko zatroskana.
- Niedawno przyszłam. Nie martw się o mnie. A jak w pracy mamuś? Pewnie jesteś mocno zmęczona.
- Tak kochanie, jak zawsze. Chodźmy najpierw na lody, bo dziś mama dostała wypłatę, a potem do domu.
- Lody!- ucieszyła się- ...a potem do domu- powtórzyła za mamą, ale już niezbyt radośnie.
Widać było, że darzą się ogromnym uczuciem. Mamusia i mała rezolutna dziewczynka, która nie miała pojęcia co się dookoła niej dzieje, bo przecież nie musiała, miała zaledwie 6 lat.
Dodaj komentarz